Przez lata mijaliśmy je obojętnie – niewielkie drzewka i krzewy mirabelek rosnące przy drogach, pod murami albo obok garaży. Nie cieszyły się szczególnym zachwytem ludzi, traktowane bardziej jak dzika samosiejka niż coś wartościowego. A to ogromna niesprawiedliwość wobec tego wdzięcznego krzewu, który potrafi przetrwać tam, gdzie innym roślinom brakuje sił – w suszy, mrozie, na nieurodzajnej ziemi, wystawiony na wiatr i trudne warunki. Mirabelka nie tylko trwa, ale też daje schronienie i pokarm ptakom, owadom, a nawet nietoperzom.
To jednak dopiero początek jej niezwykłości. Pod koniec lata obsypuje się mnóstwem drobnych owoców, które w promieniach słońca przypominają złoto dojrzewające na gałązkach. Smak mirabelek zaskakuje – lekko kwaskowy, a jednocześnie słodki, przywodzi na myśl połączenie marakui i śliwy renklody. Owoce te kryją w sobie bogactwo witaminy C i wielu innych cennych składników odżywczych.
Możliwości ich wykorzystania są niemal nieskończone. Sok i syrop z mirabelek rozgrzewają zimą, dodając aromatu herbacie, a mus czy dżem idealnie sprawdzą się w deserach i wypiekach. To również doskonała baza na nalewki, które od pokoleń przygotowywano w wielu domach. A jeśli spojrzeć szerzej, w Albanii mirabelki znalazły zupełnie inne zastosowanie – przygotowuje się z nich pikantny sos tkemali, który znakomicie komponuje się z mięsem.
Dlatego warto zatrzymać się, gdy zobaczymy krzew obsypany owocami, i spojrzeć na niego nowym okiem. Zbierając mirabelki – oczywiście nie z drzew przy ruchliwych, pełnych spalin ulicach – można odkryć na nowo smak lata i przygotować z niego prawdziwe skarby na zimowe miesiące: dżemy, syropy, nalewki, a może nawet odrobinę egzotyki w postaci tkemali.
Dodaj komentarz
Komentarze